niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 2


Gdy weszłam do domu coś zdecydowanie było nie tak…
- Wróciłam! – krzyknęłam, ale nikt mi nie odpowiedział.
Cholera, co jest? Weszłam po cichu po schodach i zajrzałam do sypialni. Telewizor był włączony, a dookoła niego leżało pełno pustych butelek. Ojciec natomiast spał chrapiąc głośno w fotelu. Zajebiście, ciekawe czy w ogóle wiedział, że nie wróciłam na noc do domu. Dzisiaj miałam iść do nowej szkoły, ale i tak lekcje się zaraz kończą. Poszłam do swojego pokoju i zaczęłam rozpakowywać kartony. Kiedy pokój nareszcie zaczął wyglądać tak jak chciałam postanowiłam, że rozejrzę się po okolicy. Zaraz obok naszego domu znajdował się monopolowy. No to się ojczulek ucieszy… Kupiłam w nim czerwone Malboro i poszłam dalej. Dwie przecznice stąd była szkoła. Dużo większa niż ta w Phoenix, ale zdecydowanie brzydsza. Mam nadzieję, że chociaż tutaj nie będę miała problemów z rówieśnikami... Zawsze byłam obiektem wielu plotek. Raz wymyślili sobie historyjkę, że moje imie to tak naprawdę Daniels i ojciec mnie tak nazwał z miłości do alkoholu. Wiele razy siedziałam u pedagoga za wpierdol osobom, które tak mnie przezywały… A może teraz będę przedstawiała się wszystkim jako Jessica? Miejmy nadzieję, że nikt nie będzie wtykał nosa w nie swoje sprawy.
Niedaleko szkoły znajdował się mały park. Stało tam kilka podniszczonych, drewnianych ławek. Usiadłam na jednej z nich i odebrałam smsa od Judy.
- Żyjesz?
- Ledwo. Byłam na zajebistym koncercie i odpuściłam sobie dzisiaj szkołę - odpisałam.
- Wiedziałam, że coś takiego zrobisz. J
Zadzwoniłam do niej i opowiedziałam o wszystkim. Przyjaciółka strasznie mi zazdrościła. Nawet zaproponowała, że możemy się zamienić. Ona przyjedzie tutaj, a ja wrócę do Phoenix. Chciałabym, ale w sumie w L.A są cudowne koncerty, o jakich nawet nam się nie śniło. Ustaliłyśmy, że Judy przyjedzie do mnie na całe wakacje.
Gdy skończyłam rozmawiać jakiś facet zaczepił mnie czy nie chciałabym kupić od niego dragów. Zawahałam się przez moment, bo wizja latania po tęczy była kusząca… ale jednak mimo wszystko podziękowałam i oddaliłam się szybko. Strasznie dziwne to miasto… Zaczęło burczeć mi w brzuchu, więc kupiłam hot doga i wróciłam do domu. Ojciec trochę wytrzeźwiał, ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc zamknęłam się w swoim pokoju. Słuchałam długo muzyki i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
*Następnego dnia*
Specjalnie nastawiłam sobie budzik, żeby wstać do szkoły, ale oczywiście zaspałam godzinę… Podniosłam się niechętnie z łóżka, ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy z szafy i wyszłam rozczochrana z domu. Gdy byłam już koło budynku przypomniało mi się, że przecież nie wzięłam nawet długopisu… Cholera jasna, czemu ja jestem taka nieogarnięta?! Właśnie zadzwonił dzwonek, a ja wpadłam do klasy i usiadłam sama na końcu. Nauczycielka gadała prawie całą lekcję, ale jej nie słuchałam. Jezu… jak ja nienawidzę matmy. Miałam ciekawsze zajęcia niż skupianie się na lekcjach. Cały czas myślami powracałam do tamtego wieczoru w Rainbow i zastanawiałam się, czy w ogóle będę miała okazję podziękować Axlowi za wynajęcie pokoju.
Gdy lekcje wreszcie się skończyły jakiś blondyn o niebieskich oczach mnie zaczepił:
- Cześć! Jesteś nowa? – uśmiechnął się do mnie.
- Mhm. – powiedziałam niechętnie.
- Ja jestem Tom Smith, a ty?
- Danielle.
Cholera, czemu nie powiedziałam, że Jessica…? Mimo wszystko chłopak wydawał się być całkiem miły i nie sądze, żeby się mnie czepiał.
- Ładne imię. Masz może ochotę wpaść na gorącą czekoladę?
- Dzięki, w sumie mogę iść. – uśmiechnęłam się lekko.
Poszliśmy do małej kafejki i zamówiliśmy napoje. Tom chyba mnie polubił… a nawet bardzo. Gadaliśmy o szkole i muzyce.
- Dobra ja już muszę lecieć. – powiedziałam.
- Szkoda…
- Miło było Cię poznać. – uśmiechnęłam się do niego i wyszłam.
Tom był zdecydowanie za grzeczny i zupełnie nie w moim typie. Chyba będę musiała go troszeczkę zdemoralizować. No cóż zawsze może być moim kolegą, chociaż nie sądzę, żeby go to usatysfakcjonowało…
Nie chciało mi się wracać na piechotę, więc wsiadłam do metra. W wagonie nie było nikogo, więc usiadłam na pierwszym lepszym miejscu i zaczęłam słuchać muzyki. Metro kołysało usypiająco, więc zdrzemnęłam się. Śniło mi się, że śpiewałam cover Led Zeppelin w jakimś sławnym zespole. Z tego pięknego snu wyrwało mnie mocne szarpnięcie metra. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że nie jestem sama. Naprzeciwko mnie siedział Axl Rose i uśmiechnął się do mnie. Usiadłam jak poparzona i wyjęłam słuchawki z uszu.
- Eee, chciałam ci podziękować za ten pokój. – popatrzyłam na niego.
- Nie ma sprawy… a w ogóle to zajebiście śpiewasz.
- E tam. – zaczerwieniłam się lekko.
- Serio. Zaśpiewaj jeszcze raz to co przed chwilą. – uśmiechnął się szeroko.
CO. CZY JA ŚPIEWAŁAM PRZEZ SEN?!
- Skoro nalegasz. – teraz byłam już czerwona jak burak i zaczęłam śpiewać Over The Hills and Far away.
Rudy cały czas mi się przyglądał, co cholernie mnie rozpraszało. Gdy skończyłam powiedział:
- Musisz kiedyś do nas wpaść, to zaśpiewamy coś razem na koncercie. – puścił mi oczko.
Ooo nie wierzę… Czułam się właśnie jak roztopione masło.
- Jasne. – uśmiechnęłam się rozpromieniona.
- Przyjdź o 23 do Roxy. – powiedział i wysiadł z metra.
Chyba zaczyna mi się tu podobać. Wysiadłam na następnym przystanku. Zupełnie nie wiedziałam gdzie jestem, ale powłóczę się po mieście. Postanowiłam, że wejdę do sklepu muzycznego. W środku było pełno płyt i instrumentów, istny raj. Za ladą siedziała całkiem ładna niebieskooka blondynka z mocnym makijażem w koszulce AC/DC.
- Cześć, szukasz czegoś? – popatrzyła na mnie.
- Nie, tak się przyszłam rozejrzeć.
- A.. nie szukasz może pracy?
- Em, sama nie wiem… A czemu pytasz?
- No bo widzisz sama prowadzę ten sklep i przydałby mi się ktoś do pomocy. To co?
- Okej. W sumie i tak nie mam nic do roboty, a w domu siedzieć nie chce. – uśmiechnęłam się do niej.
- No to super, zaczynasz od jutra o 16, w porządku?
- Idealnie, dzięki. –powiedziałam i wyszłam zadowolona ze sklepu.

Ja to mam farta, i to jeszcze w takim zajebistym miejscu! Złapałam jakąś taksówkę i wróciłam do domu. Nie mogłam się już doczekać kiedy znowu spotkam się z Axlem. Nie przypuszczałam nawet, że tutaj może być tak fajnie.

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 1


Wysiadłam z samochodu i trzasnęłam z całej siły drzwiami.
- Cholera jasna, Danielle! – wydarł się ojciec.
Było mi wszystko jedno, więc pokazałam mu tylko fucka, przewiązałam się w pasie skórzaną ramoneską i ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam na fulla Aerosmith -  Rug Doll. Muzyka zawsze pomagała mi się uspokoić. Szłam śpiewając głośno ze Stevenem Tylerem. Co z tego, ze ludzie się na mnie dziwnie gapili… miałam straszną ochotę komuś zdrowo wpierdolić, ewentualnie zmieść całe L.A z powierzchni ziemi. Nawet nie spędziliśmy tu jednego dnia, a już chciałam wracać do mojego ukochanego Phoenix. Gdyby była taka możliwość bez zastanowienia wróciłabym tam. Szkoda tylko, ze nie miałam gdzie… Niedawno nasz stary dom został zburzony, bo jakiś pieprzony palant wymyślił sobie, że zbuduje w tym miejscu centrum handlowe. Ojciec zdecydował, że przeprowadzimy się właśnie do miasta aniołów. Chciał odciąć się od przeszłości, bo zbyt dużo miejsc w Phoenix przypominało mu o mamie… Gdy dowiedzieliśmy się, że choruje na raka nie chcieliśmy się z tym pogodzić. Trzy miesiące później nie było jej już z nami… Obydwoje przeżywaliśmy to inaczej. Ojciec topił smutki w alkoholu, a ja cały czas chodziłam roztrzęsiona i wrzeszczałam na wszystkich. Rozumiem, że jest mu ciężko, ale dlaczego w ogóle o mnie nie myśli? Musiałam zostawić przyjaciół, szkołę, wszystko co znałam i kochałam. Przecież mogliśmy przeprowadzić się do jakiegoś innego domu, ale nadal w tym mieście…. Ostatnio kontakt z ojcem bardzo się pogorszył. Nienawidziłam go za to, że zaczął pić. Kiedy tylko mogłam uciekałam z domu do mojej przyjaciółki Judy. Nie wiem jak ja sobie bez niej tutaj poradzę, będzie mi jej strasznie brakowało.
Szłam już dość długo, bo dotarłam na Sunset Strip. Kolorowy szyld Rainbow świecił mocno, przykuwając uwagę. Zatrzymałam się na chwilę żeby sprawdzić, która jest godzina. 22… To zdecydowanie za wcześnie na powrót do domu. Ba, kto w ogóle powiedział że ja tam wrócę? Było to zupełnie szalone z mojej strony zwłaszcza, że miałam zaledwie 20 dolców w kieszeni. Nie wiedziałam zbytnio co ze sobą zrobić gdy nagle zauważyłam postrzępioną kartkę na ścianie.


„Najniebezpieczniejszy zespół świata – GUNS N’ ROSES! Dziś o 22 w Rainbow. Koszt biletu 2$."

Chociaż nie wiem jak słabo by grali to przynajmniej schleję się w 3 dupy… Weszłam do klubu i usiadłam na skórzanym stołku barowym. Koncert właśnie się zaczął, a ja zamówiłam ruską. Na szczęście nikt nie pytał mnie czy jestem pełnoletnia, tylko barman podał mi wódkę. Szczerze mówiąc chyba było mu wszystko jedno co i komu sprzedaje. Okej, mamy aż jedną zaletę Los Angeles! Wszyscy z zespołu byli już nieźle wstawieni, chyba tylko wokalista był w miarę trzeźwy. Mimo wszystko muzyka była zajebista! Co z tego, że były to trochę niedopracowane piosenki, ale cholera muszę przyznać, ze ten zespół ma ogromny potencjał. Jako jedyna byłam naprawdę zainteresowana występem. Większość osób w klubie pieprzyła się po kątach… lub nie kontaktowała z rzeczywistością. Z każdym drinkiem koncert coraz bardziej mi się podobał, aż wlazłam na stół i podśpiewywałam refreny. Zauważyłam, że rudowłosy wokalista cały czas mi się przygląda. Uśmiechnęłam się do niego seksownie. Kurwa, był mega przystojny... Wszyscy byli, ale to on przyciągał całą moją uwagę.
*
Po koncercie zeszłam ze stołu i zasnęłam z głową opartą o zimny blat.
Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. Niewiele pamiętałam z wczorajszego dnia, ale na pewno było zajebiście. Wstałam z trudem i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Chwila… Gdzie ja do cholery jestem?!
Pokoik był mały, stało w nim jedno, niewygodne i twarde łóżko, mała szafka i stara drewniana komoda. Otworzyłam drzwi, wyszłam ostrożnie na korytarz i zeszłam po skrzypiących schodach. Przy bufecie kręciła się jakaś kelnerka w krótkiej spódniczce. Podeszłam do niej i zapytałam:
-Przepraszam bardzo, co to za miejsce?
-Ach to ty z pokoju 13? Witamy w motelu Sunset Paradise.
- Yhy, tak. Ale… ja nie mam pieniędzy.
- Axl Rose zapłacił za pokój. – uśmiechnęła się do mnie.
- Kto? – spojrzałam na nią zdziwiona.
- No ten co występował z zespołem wczoraj w Rainbow, naprzeciwko.
- Aha… to ja już pójdę. Do widzenia. – powiedziałam wciąż jeszcze lekko oszołomiona.
Przypomniałam sobie, jak przez mgłę, ze przecież wczoraj byłam na koncercie… Ale czemu ten cały Axl załatwił mi pokój? Przecież ja go nawet nie znam, do cholery!
Mam nadzieję, ze nie zrobiłam nic głupiego… Ja pierdolę, obiecuję, że nigdy, ale to nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust.

Musze jakoś wrócić do domu. Uh, ojciec mnie zabije.. Na samą myśl o nim skrzywiłam się, ale poszłam w kierunku domu.
------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że rozdział strasznie krótki, ale obiecuję, że następne będą dłuższe! :D