niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 5 cz.1

Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam zaraz po otworzeniu oczu była wszechogarniająca mnie biel. Czy ja umarłam? Jeśli tak ma wyglądać moje ‘życie po śmierci’ to chyba podziękuję…
Z każdą chwilą byłam w stanie wyróżnić jakieś równie białe przedmioty. Wciągnęłam głęboko powietrze. Na początku nic nie czułam, lecz po chwili uderzył mnie niezbyt przyjemny zapach. Co to może być? Wydawał się bardzo czysty, wręcz sterylny ale równocześnie bardzo drażniący… szpital! Więc może jest szansa, że przeżyję. Wcale nie uśmiechała mi się długa  hospitalizacja. Co mi w ogóle jest? Nie czułam nic specjalnego oprócz potwornego zmęczenia.
- Idę stąd.- wymamrotałam do jakiejś sylwetki po mojej prawej stronie i zaczęłam się podnosić.  Poczułam jednak opór. Zupełnie jakby ktoś na siłę wciskał mnie do łóżka… a może to ja jestem taka słaba?
- Nie chcę tu być. – powiedziałam ale usta zupełnie odmawiały mi posłuszeństwa. Co jest do cholery?!
- Co ona tam bełkocze? – usłyszałam męski głos.
- O kurwa, to już łatwiej Adlera zrozumieć po dragach! – odpowiedział mu drugi i roześmiali się.
- Zamknijcie się zjeby pierdolone! Danielle halo, tu ziemia.
- Hee font wys! – odburknęłam.
- Przepraszam bardzo… - powiedział jakiś spokojny i zmęczony głos. Chyba to był lekarz.
- Proszę Pani. – poklepał mnie ocucająco po twarzy. Samochód Panią potrącił.
Zaczęłam widzieć coraz wyraźniej, twarze nie były już takie rozmazane. Lekarz, który mi się przyglądał był chyba po 40. Miał na sobie biały kitel. Jedno wiem na pewno. NIENAWIDZĘ SZPITALI.
- Jaki wypadek? Ale ja naprawdę świetnie się czuję. Chcę już wrócić do domu. – odrzuciłam sztywną kołdrę i już miałam stanąć na podłodze gdy poczułam przeszywający ból w prawej nodze, która jak się okazało była w gipsie.
- Nie, nigdzie w najbliższym czasie Pani nie puścimy, przykro mi. – powiedział pobłażliwie lekarz.
- Jeeezu ja tu nie wytrzymam! – myślałam, że się rozpłaczę.
- To znaczy ile jeszcze będziecie ja przetrzymywać? – zapytał Axl.
Dopiero teraz zauważyłam, że jest tu też reszta chłopaków. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy też nie… Z moich głębokich przemyśleń wyrwał mnie lekarz.
- Co najmniej 2 tygodnie.
- SŁUCHAM?! A nie da rady jakoś tak w domu…?
- Złamanie otwarte to dosyć poważna sprawa.
- O Boże…- skrzywiłam się.
- Dobrze to ja zostawiam Państwa samych. Proszę tylko nie za długo. Pacjentka powinna odpoczywać.
- Tak, tak. – odparł lekceważąco Rudy i usiadł obok mnie.  Kierowca samochodu, który Cię potrącił nie żyje.
- Och… czemu ja byłam taka głupia? – westchnęłam.
Spojrzałam na resztę zespołu. Slash był jakiś smutny. No i bardzo dobrze. Gdybym miała taką możliwość to bym mu nogi z dupy powyrywała.
- W zasadzie czemu tu wszyscy przyszliście?
- Axl powiedział, że miałaś wypadek, więc chcieliśmy się dowiedzieć czy wszystko z Tobą w porządku. – powiedział Duff.
- Dzięki, możecie już iść. – nie specjalnie miałam ochotę na ich towarzystwo po tym wszystkim co się stało.
Gdy wychodzili Saul zatrzymał się na chwilę. Przepraszam, że Cię tak nazwałem. – schował się za czupryną czarnych loków i poszedł.
Zostałam sama z Rosem. Moja sala była zupełnie pusta, co było dość dziwne.
- Cholernie się przestraszyłem gdy ten samochód w Ciebie wjechał… - wyglądał na serio zestresowanego całą tą sytuacją.
- Dlaczego? – popatrzyłam mu w oczy.
- Bo Cię kocham.
W pierwszej chwili myślałam, że sobie ze mnie żartuje…
- Przecież dopiero co mnie poznałeś. Nawet dobrze mnie nie znasz.
- Wiem, kurwa ale gdy od razu Cię zobaczyłem to wiedziałem, że chciałbym Cię poznać. Serio, wydałaś mi się inna niż wszystkie laski, które znam.
- Mhm, każdej to mówisz? – Chyba go tym uraziłam, bo zrobił się nadąsany. Okej no, przepraszam – uśmiechnęłam się.
W tym czasie pielęgniarka przyszła i powiedziała, że wizyta dobiegła końca, bo muszę odpoczywać. Zrobiło mi się smutno. Nie miałam najmniejszej ochoty na leżeniu na łóżku twardszym niż cegła. Axl pocałował mnie na dobranoc i sobie poszedł. Co on sobie kurwa wyobraża? Że może sobie robić ze mną co tylko chce? Tyle wrażeń w ciągu jednego dnia… Naprawdę próbowałam zasnąć, bo w sumie byłam strasznie wykończona ale niewygoda i kłębiące się myśli nie pozwalały mi na to. W rezultacie większość nocy przeleżałam gapiąc się w sufit.
--------------------------------------------------------------------------
Argh miałam to wstawić już chyba miesiąc temu xD. Przepraszam was bardzo, że tyle to trwało ale ostatnio moje życie wygląda w ten sposób: wstać, przeżyć, iść spać. Muszę wszystkie oceny powyciągać ale na szczęście już nie dużo zostało więc w najbliższym czasie (kiedy będę mogła xdd) dodam drugą część, którą w większości mam już napisaną. Mam nadzieję, że mi wybaczycie... XD <3

wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 4

Światło wpadające do pokoju cienkimi strużkami świeciło mi prosto w twarz. Otworzyłam powoli oczy i usiadłam. Niestety o wiele za szybko… Tak cholernie kręciło mi się w głowię, że miałam mroczki przed oczami. Ech, gdyby nie kac jak skurwesyn świat byłby piękniejszy. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy jeszcze spali… która w ogóle jest godzina?! Podparłam się o pierwsze lepsze krzesło i wstałam wolno. Jestem beznadziejna… nawet nie jestem w stanie dotrzymać sobie danej obietnicy. Kurwa, czemu ja to zrobiłam? Kompletnie nic nie pamiętam… Tak nie może być! Nie chcę skończyć jak mój ojciec. Doczłapałam powoli do kuchni. Są tu jakieś tabletki? Bo jak nie to czuję, że mi głowę rozsadzi. Oczywiście nie było, no bo po co? Ja pierdolę. Poszłam do łazienki i umyłam twarz zimną wodą. Zerknęłam w lustro… gdyby jakieś dziecko mnie teraz zobaczyło to na pewno uciekłoby z płaczem. Wyglądałam jak jakieś widmo rodem z horroru. Rozmazany makijaż, rozczochrane włosy i podkrążone, przekrwione oczy. Ej chwila… gdzie są moje ubrania? No i pięknie, gratuluję Danielle chyba właśnie zostałaś kolejną dziwką.  Zajebiście. Usiadłam na zimnych kafelkach i po prostu się rozpłakałam. Nie tak miało być… nie chcę być ćpunką i alkoholiczką. Wstałam z podłogi, wyszłam cicho z łazienki i zaczęłam szukać swoich ciuchów. Przeszłam obok wszystkich na palcach, żeby ich nie obudzić i ubrałam się. Muszę stąd iść i to jak najszybciej. Doprowadziłam się do jako takiego stanu i zeszłam po schodach. Starałam się zrobić to jak najciszej ale nie zauważyłam leżącej butelki po Jacku i przez przypadek strąciłam ją nogą. Flaszka odbiła się od stopni i spadła na podłogę, rozbijając się na drobne kawałeczki z brzdękiem.
- Kurwa..- wysyczałam przez zęby.
Niestety Steven się obudził i rozdarł:
- Który to zjeb? Nie dacie kurwa pospać?!
- Dywan stul japę bo Ci zaraz normalnie wpierdolę. – mruknął Duff.
- Ej Rose, chyba twoja dziwka gdzieś spierdoliła. – Slash wydawał się bardzo rozbawiony tą sytuacją.
Myślałam, że się znowu rozryczę. Zacisnęłam zęby na wardze tak mocno, że poczułam rdzawy posmak krwi w ustach. Wybiegłam z domu i najmocniej jak potrafiłam trzasnęłam drzwiami.
- Pudlu niedojebany! Sam jesteś kurwa dziwką! Zaraz tak Ci kurwa przypierdolę, że Cię matka nie pozna! – Axl rzucił butelką w Hudsona ale spudłował i rozbiła się o ścianę.
Zawsze musisz kurwa wszystko spieprzyć!! – Rudy wciągnął spodnie i również wybiegł z domu.
Szłam wzdłuż ulicy szybkim krokiem i myślałam, że coś rozjebię. Już nawet nie próbowałam powstrzymywać łez i rozryczałam się na dobre. Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie mocno za nadgarstek. Odwróciłam się. To Axl. Leciał za mną cały czas, na dodatek był bez koszulki i wyglądał na mocno wkurwionego.
- Zostaw mnie! – powiedziałam przez zęby i wyszarpnęłam rękę z jego uścisku.
- Kurwa mać. Przepraszam Cię za tego zjeba. Jak wrócę to mu kurwa łeb rozpierdolę!
- Nie no nie musisz. Miał rację, przecież jestem jebaną dziwką! – łzy leciały mi po policzkach i pobiegłam dalej.
- Zaczekaj!
Nie zatrzymywałam się tylko biegłam dalej.
- Kurwa, Danielle! – rozdarł się na mnie.

- Odpierdol się. – powiedziałam i wybiegłam na jezdnię. Pisk opon, dźwięk klaksonu i fala bólu rozlewająca się po całym ciele. Czułam się jakby ktoś odrąbał mi nogę. A co jeśli tak było?! To wszystko wydarzyło się tak szybko… Spojrzałam tylko na maskę samochodu pędzącego wprost na mnie i nie mogłam nic zrobić. Zupełnie mnie sparaliżowało. Czułam się jakby nogi wrosły mi w asfalt. Kierowca robił co mógł aby mnie wyminąć… Widziałam panikę w jego oczach. Poczułam, że kolana się pode mną uginają i odpłynęłam we wszechogarniającą  ciemność. Szkoda, że dane było mi pożyć tak krótko. Gdybym wiedziała, że coś takiego mi się przydarzy na pewno korzystałabym z życia w 100%. Ciekawe czy ktoś w ogóle przyszedłby na mój pogrzeb. Ależ ja byłam głupia…
------------------------------------------------------------------
Na reszcie udało mi się coś sklecić. xD Mam już pomysł na kolejny rodział, który mam nadzieję pojawi się w przyszłym tygodniu. Zapraszam do komentowania! :D

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 3

*22.30 tego samego dnia*
Zaczęłam się szykować na spotkanie z Axlem. Odstawiłam się najlepiej jak umiałam. Oczywiście założyłam ramoneskę, kowbojki, koszulkę ze Stonesami i poszarpane spodnie. Nawet się pomalowałam co w moim przypadku było rzadkością, zwłaszcza że na co dzień chodziłam rozczochrana do szkoły. Wyszłam z domu dopiero o 23. Ugh czy ja zawsze muszę się spóźniać? Na szczęście Axl nadal na mnie czekał.
- Sory za spóźnienie. – podeszłam do niego.
- To my się znamy? – uśmiechnął się zadziornie.
- Nie poznajesz mnie, czy się najebałeś? – podniosłam brew do góry.
- O kurwa, Danielle! Zupełnie cię nie poznałem… Wyglądasz przezajebiście. – uśmiechnął się do mnie.
- Dziękuję. Idziemy gdzieś czy będziemy tak stać? – zaśmiałam się.
Objął mnie ramieniem i poszliśmy przed siebie. Dotarliśmy na plażę. Wiał ciepły, przyjemny wiatr, niebo było w kolorze ciemnego atramentu, z mnóstwem gwiazd, a w oceanie odbijał się księżyc.
- Jak tu pięknie.. – zupełnie mnie zatkało. Myślałam, że pójdziemy do jakiegoś baru, nawet nie pomyślałam o plaży. Bosko.
- Muszę ci coś powiedzieć… - powiedział poważnie.
- Taak?
- Dostaliśmy propozycję od studia Geffen. Chcą zacząć z nami współpracę, a nawet żebyśmy nagrali płytę. – uśmiechnął się szeroko.
- Ale się cieszę! Już nie mogę się doczekać, żeby jej posłuchać. – rzuciłam mu się na szyję.
Sama nie wiem czemu to zrobiłam, chyba odruchowo. Ale to co Axl zrobił mnie kompletnie zaskoczyło. Objął mnie w talii i pocałował. Serce waliło mi strasznie i myślałam, że zaraz zemdleję. Z jednej strony Rose cholernie mi się podobał, a z drugiej nie chciałam być kolejną dziwką dla niego… Popatrzyłam mu głęboko w oczy. Pocałował mnie dlatego, że mnie kocha, czy po prostu chce mnie przelecieć?
- Robimy dzisiaj imprezę, przyjdziesz? – uśmiechnął się do mnie.
- Sama nie wiem… - wlepiłam wzrok w czubki moich butów.
- Proszę, na pewno nie pożałujesz.
Spojrzałam na niego… i to był wielki błąd. Urok osobisty Rose’a urzekł mnie po całości. Po prostu wymiękłam, kurwa.
- No niech Ci będzie. – przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się. Mogę się założyć, że Axl miał każdą laskę, jakiej tylko zapragnął. O niee, kto jak kto ale ja nie będę taka jak każda.
Rudy wziął mnie za rękę i zaprowadził do ich domu. Mogę przysiąc, że nigdy nie widziałam większego syfu. Wszędzie po domu walały się butelki z wszelakim alkoholem, niedopałki papierosów, puste lub nie woreczki z koką, pudełka od pizzy i tym podobne. W porównaniu z chłopakami ja byłam bardzo schludna, a mój pokój był po prostu idealnie czysty.
Byłam jedyną dziewczyną w hell house… no nie licząc dziwek. Potem wpadli jeszcze chłopacy z Metalliki. Impreza zaczęła się trochę rozkręcać. Pomimo, że już przysięgałam nie tknąć alkoholu… głupio było być jedyną trzeźwą osobą.
- Dobra kurwa niech się dzieje co chce. – powiedziałam do siebie i wypiłam szybko Danielsa i trochę wódki. Od razu poczułam się lepiej i wyluzowałam się. Usiadłam obok Axla i Duffa, którzy chlali na kanapie. Slash leżał na podłodze kompletnie zjarany, a Izzy ze Stevenem wstrzykiwali sobie nawzajem herę w żyłę.
- Chcesz trochę? – Duff pomachał mi woreczkiem z koką przed nosem.
- Eeee nigdy nie ćpałam. – popatrzyłam na niego.
- Dawaj będzie zajebiście. – uśmiechnął się i uformował dwie kreski.
- No dobra kurwa… - nie wiele myśląc co robię zwinęłam dolara i wciągnęłam biały proszek. Duff zrobił to samo po czym ułożył kolejne kreski. Wzięliśmy wszystko. Po chwili poczułam, że odpływam. Uśmiechałam się jak głupia, było mi tak dobrze. Chyba nigdy nie czułam się tak szczęśliwa. Wszystko dookoła wydawało mi się takie piękne, kolorowe i wesołe. Szkoda, że moje życie nie wyglądało tak na co dzień.

- Chcę jeszcze.. – uśmiechnęłam się do.. Duffa? Tak, to chyba był on, ale pewności nie mam. Wszystko było takie rozmazane, że ledwo widziałam kontury. Teraz naprawdę było mi wszystko jedno, mogłabym nawet się zaćpać. I tak nikomu na mnie nie zależy. Sięgnęłam po kolejny woreczek i wzięłam wszystko. Popiłam jeszcze wódką, potknęłam się o dywan i wylądowałam na kanapie. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Spróbowałam wstać, ale straciłam przytomność…
--------------------------------------------------
Wiem, że strasznie krótki ale ostatnio mam strasznie mało czasu i brakuje mi weny. :/

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 2


Gdy weszłam do domu coś zdecydowanie było nie tak…
- Wróciłam! – krzyknęłam, ale nikt mi nie odpowiedział.
Cholera, co jest? Weszłam po cichu po schodach i zajrzałam do sypialni. Telewizor był włączony, a dookoła niego leżało pełno pustych butelek. Ojciec natomiast spał chrapiąc głośno w fotelu. Zajebiście, ciekawe czy w ogóle wiedział, że nie wróciłam na noc do domu. Dzisiaj miałam iść do nowej szkoły, ale i tak lekcje się zaraz kończą. Poszłam do swojego pokoju i zaczęłam rozpakowywać kartony. Kiedy pokój nareszcie zaczął wyglądać tak jak chciałam postanowiłam, że rozejrzę się po okolicy. Zaraz obok naszego domu znajdował się monopolowy. No to się ojczulek ucieszy… Kupiłam w nim czerwone Malboro i poszłam dalej. Dwie przecznice stąd była szkoła. Dużo większa niż ta w Phoenix, ale zdecydowanie brzydsza. Mam nadzieję, że chociaż tutaj nie będę miała problemów z rówieśnikami... Zawsze byłam obiektem wielu plotek. Raz wymyślili sobie historyjkę, że moje imie to tak naprawdę Daniels i ojciec mnie tak nazwał z miłości do alkoholu. Wiele razy siedziałam u pedagoga za wpierdol osobom, które tak mnie przezywały… A może teraz będę przedstawiała się wszystkim jako Jessica? Miejmy nadzieję, że nikt nie będzie wtykał nosa w nie swoje sprawy.
Niedaleko szkoły znajdował się mały park. Stało tam kilka podniszczonych, drewnianych ławek. Usiadłam na jednej z nich i odebrałam smsa od Judy.
- Żyjesz?
- Ledwo. Byłam na zajebistym koncercie i odpuściłam sobie dzisiaj szkołę - odpisałam.
- Wiedziałam, że coś takiego zrobisz. J
Zadzwoniłam do niej i opowiedziałam o wszystkim. Przyjaciółka strasznie mi zazdrościła. Nawet zaproponowała, że możemy się zamienić. Ona przyjedzie tutaj, a ja wrócę do Phoenix. Chciałabym, ale w sumie w L.A są cudowne koncerty, o jakich nawet nam się nie śniło. Ustaliłyśmy, że Judy przyjedzie do mnie na całe wakacje.
Gdy skończyłam rozmawiać jakiś facet zaczepił mnie czy nie chciałabym kupić od niego dragów. Zawahałam się przez moment, bo wizja latania po tęczy była kusząca… ale jednak mimo wszystko podziękowałam i oddaliłam się szybko. Strasznie dziwne to miasto… Zaczęło burczeć mi w brzuchu, więc kupiłam hot doga i wróciłam do domu. Ojciec trochę wytrzeźwiał, ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc zamknęłam się w swoim pokoju. Słuchałam długo muzyki i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
*Następnego dnia*
Specjalnie nastawiłam sobie budzik, żeby wstać do szkoły, ale oczywiście zaspałam godzinę… Podniosłam się niechętnie z łóżka, ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy z szafy i wyszłam rozczochrana z domu. Gdy byłam już koło budynku przypomniało mi się, że przecież nie wzięłam nawet długopisu… Cholera jasna, czemu ja jestem taka nieogarnięta?! Właśnie zadzwonił dzwonek, a ja wpadłam do klasy i usiadłam sama na końcu. Nauczycielka gadała prawie całą lekcję, ale jej nie słuchałam. Jezu… jak ja nienawidzę matmy. Miałam ciekawsze zajęcia niż skupianie się na lekcjach. Cały czas myślami powracałam do tamtego wieczoru w Rainbow i zastanawiałam się, czy w ogóle będę miała okazję podziękować Axlowi za wynajęcie pokoju.
Gdy lekcje wreszcie się skończyły jakiś blondyn o niebieskich oczach mnie zaczepił:
- Cześć! Jesteś nowa? – uśmiechnął się do mnie.
- Mhm. – powiedziałam niechętnie.
- Ja jestem Tom Smith, a ty?
- Danielle.
Cholera, czemu nie powiedziałam, że Jessica…? Mimo wszystko chłopak wydawał się być całkiem miły i nie sądze, żeby się mnie czepiał.
- Ładne imię. Masz może ochotę wpaść na gorącą czekoladę?
- Dzięki, w sumie mogę iść. – uśmiechnęłam się lekko.
Poszliśmy do małej kafejki i zamówiliśmy napoje. Tom chyba mnie polubił… a nawet bardzo. Gadaliśmy o szkole i muzyce.
- Dobra ja już muszę lecieć. – powiedziałam.
- Szkoda…
- Miło było Cię poznać. – uśmiechnęłam się do niego i wyszłam.
Tom był zdecydowanie za grzeczny i zupełnie nie w moim typie. Chyba będę musiała go troszeczkę zdemoralizować. No cóż zawsze może być moim kolegą, chociaż nie sądzę, żeby go to usatysfakcjonowało…
Nie chciało mi się wracać na piechotę, więc wsiadłam do metra. W wagonie nie było nikogo, więc usiadłam na pierwszym lepszym miejscu i zaczęłam słuchać muzyki. Metro kołysało usypiająco, więc zdrzemnęłam się. Śniło mi się, że śpiewałam cover Led Zeppelin w jakimś sławnym zespole. Z tego pięknego snu wyrwało mnie mocne szarpnięcie metra. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że nie jestem sama. Naprzeciwko mnie siedział Axl Rose i uśmiechnął się do mnie. Usiadłam jak poparzona i wyjęłam słuchawki z uszu.
- Eee, chciałam ci podziękować za ten pokój. – popatrzyłam na niego.
- Nie ma sprawy… a w ogóle to zajebiście śpiewasz.
- E tam. – zaczerwieniłam się lekko.
- Serio. Zaśpiewaj jeszcze raz to co przed chwilą. – uśmiechnął się szeroko.
CO. CZY JA ŚPIEWAŁAM PRZEZ SEN?!
- Skoro nalegasz. – teraz byłam już czerwona jak burak i zaczęłam śpiewać Over The Hills and Far away.
Rudy cały czas mi się przyglądał, co cholernie mnie rozpraszało. Gdy skończyłam powiedział:
- Musisz kiedyś do nas wpaść, to zaśpiewamy coś razem na koncercie. – puścił mi oczko.
Ooo nie wierzę… Czułam się właśnie jak roztopione masło.
- Jasne. – uśmiechnęłam się rozpromieniona.
- Przyjdź o 23 do Roxy. – powiedział i wysiadł z metra.
Chyba zaczyna mi się tu podobać. Wysiadłam na następnym przystanku. Zupełnie nie wiedziałam gdzie jestem, ale powłóczę się po mieście. Postanowiłam, że wejdę do sklepu muzycznego. W środku było pełno płyt i instrumentów, istny raj. Za ladą siedziała całkiem ładna niebieskooka blondynka z mocnym makijażem w koszulce AC/DC.
- Cześć, szukasz czegoś? – popatrzyła na mnie.
- Nie, tak się przyszłam rozejrzeć.
- A.. nie szukasz może pracy?
- Em, sama nie wiem… A czemu pytasz?
- No bo widzisz sama prowadzę ten sklep i przydałby mi się ktoś do pomocy. To co?
- Okej. W sumie i tak nie mam nic do roboty, a w domu siedzieć nie chce. – uśmiechnęłam się do niej.
- No to super, zaczynasz od jutra o 16, w porządku?
- Idealnie, dzięki. –powiedziałam i wyszłam zadowolona ze sklepu.

Ja to mam farta, i to jeszcze w takim zajebistym miejscu! Złapałam jakąś taksówkę i wróciłam do domu. Nie mogłam się już doczekać kiedy znowu spotkam się z Axlem. Nie przypuszczałam nawet, że tutaj może być tak fajnie.

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 1


Wysiadłam z samochodu i trzasnęłam z całej siły drzwiami.
- Cholera jasna, Danielle! – wydarł się ojciec.
Było mi wszystko jedno, więc pokazałam mu tylko fucka, przewiązałam się w pasie skórzaną ramoneską i ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam na fulla Aerosmith -  Rug Doll. Muzyka zawsze pomagała mi się uspokoić. Szłam śpiewając głośno ze Stevenem Tylerem. Co z tego, ze ludzie się na mnie dziwnie gapili… miałam straszną ochotę komuś zdrowo wpierdolić, ewentualnie zmieść całe L.A z powierzchni ziemi. Nawet nie spędziliśmy tu jednego dnia, a już chciałam wracać do mojego ukochanego Phoenix. Gdyby była taka możliwość bez zastanowienia wróciłabym tam. Szkoda tylko, ze nie miałam gdzie… Niedawno nasz stary dom został zburzony, bo jakiś pieprzony palant wymyślił sobie, że zbuduje w tym miejscu centrum handlowe. Ojciec zdecydował, że przeprowadzimy się właśnie do miasta aniołów. Chciał odciąć się od przeszłości, bo zbyt dużo miejsc w Phoenix przypominało mu o mamie… Gdy dowiedzieliśmy się, że choruje na raka nie chcieliśmy się z tym pogodzić. Trzy miesiące później nie było jej już z nami… Obydwoje przeżywaliśmy to inaczej. Ojciec topił smutki w alkoholu, a ja cały czas chodziłam roztrzęsiona i wrzeszczałam na wszystkich. Rozumiem, że jest mu ciężko, ale dlaczego w ogóle o mnie nie myśli? Musiałam zostawić przyjaciół, szkołę, wszystko co znałam i kochałam. Przecież mogliśmy przeprowadzić się do jakiegoś innego domu, ale nadal w tym mieście…. Ostatnio kontakt z ojcem bardzo się pogorszył. Nienawidziłam go za to, że zaczął pić. Kiedy tylko mogłam uciekałam z domu do mojej przyjaciółki Judy. Nie wiem jak ja sobie bez niej tutaj poradzę, będzie mi jej strasznie brakowało.
Szłam już dość długo, bo dotarłam na Sunset Strip. Kolorowy szyld Rainbow świecił mocno, przykuwając uwagę. Zatrzymałam się na chwilę żeby sprawdzić, która jest godzina. 22… To zdecydowanie za wcześnie na powrót do domu. Ba, kto w ogóle powiedział że ja tam wrócę? Było to zupełnie szalone z mojej strony zwłaszcza, że miałam zaledwie 20 dolców w kieszeni. Nie wiedziałam zbytnio co ze sobą zrobić gdy nagle zauważyłam postrzępioną kartkę na ścianie.


„Najniebezpieczniejszy zespół świata – GUNS N’ ROSES! Dziś o 22 w Rainbow. Koszt biletu 2$."

Chociaż nie wiem jak słabo by grali to przynajmniej schleję się w 3 dupy… Weszłam do klubu i usiadłam na skórzanym stołku barowym. Koncert właśnie się zaczął, a ja zamówiłam ruską. Na szczęście nikt nie pytał mnie czy jestem pełnoletnia, tylko barman podał mi wódkę. Szczerze mówiąc chyba było mu wszystko jedno co i komu sprzedaje. Okej, mamy aż jedną zaletę Los Angeles! Wszyscy z zespołu byli już nieźle wstawieni, chyba tylko wokalista był w miarę trzeźwy. Mimo wszystko muzyka była zajebista! Co z tego, że były to trochę niedopracowane piosenki, ale cholera muszę przyznać, ze ten zespół ma ogromny potencjał. Jako jedyna byłam naprawdę zainteresowana występem. Większość osób w klubie pieprzyła się po kątach… lub nie kontaktowała z rzeczywistością. Z każdym drinkiem koncert coraz bardziej mi się podobał, aż wlazłam na stół i podśpiewywałam refreny. Zauważyłam, że rudowłosy wokalista cały czas mi się przygląda. Uśmiechnęłam się do niego seksownie. Kurwa, był mega przystojny... Wszyscy byli, ale to on przyciągał całą moją uwagę.
*
Po koncercie zeszłam ze stołu i zasnęłam z głową opartą o zimny blat.
Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. Niewiele pamiętałam z wczorajszego dnia, ale na pewno było zajebiście. Wstałam z trudem i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Chwila… Gdzie ja do cholery jestem?!
Pokoik był mały, stało w nim jedno, niewygodne i twarde łóżko, mała szafka i stara drewniana komoda. Otworzyłam drzwi, wyszłam ostrożnie na korytarz i zeszłam po skrzypiących schodach. Przy bufecie kręciła się jakaś kelnerka w krótkiej spódniczce. Podeszłam do niej i zapytałam:
-Przepraszam bardzo, co to za miejsce?
-Ach to ty z pokoju 13? Witamy w motelu Sunset Paradise.
- Yhy, tak. Ale… ja nie mam pieniędzy.
- Axl Rose zapłacił za pokój. – uśmiechnęła się do mnie.
- Kto? – spojrzałam na nią zdziwiona.
- No ten co występował z zespołem wczoraj w Rainbow, naprzeciwko.
- Aha… to ja już pójdę. Do widzenia. – powiedziałam wciąż jeszcze lekko oszołomiona.
Przypomniałam sobie, jak przez mgłę, ze przecież wczoraj byłam na koncercie… Ale czemu ten cały Axl załatwił mi pokój? Przecież ja go nawet nie znam, do cholery!
Mam nadzieję, ze nie zrobiłam nic głupiego… Ja pierdolę, obiecuję, że nigdy, ale to nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust.

Musze jakoś wrócić do domu. Uh, ojciec mnie zabije.. Na samą myśl o nim skrzywiłam się, ale poszłam w kierunku domu.
------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że rozdział strasznie krótki, ale obiecuję, że następne będą dłuższe! :D